- To była fantastyczna przygoda - mówił pan Rafał podczas spotkania z dziennikarzami nad Stawami Stefańskiego. - Choć podczas trasy miałem dwa poważne kryzysy, to euforia podczas wpływania na wody Neru była przeogromna.
Kajakarz podkreślał, że nie spodziewał się, iż ta rzeka jest tak piękna i kryje tyle tajemnic.
- Jest w niej mnóstwo ryb, widziałem też tak rzadkie ptaki, jak zimorodki i czaple białe - opowiadał podekscytowany.
Chciał płynąć w nocy
Rafał Eysymonnt rozpoczął swoją podróż 7 lipca na plaży w Dziwnowie.
- Dotarliśmy tam około godz. 22 i tak cieszyłem się na tę wyprawę, że od razu chciałem wsiadać w kajak i płynąć - mówił ze śmiechem. - Na szczęście żona mnie powstrzymała. Ruszyłem więc z samego rana następnego dnia rzeka Dziwną, skąd wypłynąłem na jezioro Dąbie. Później były po kolei Police, Widuchowa, Warta i Ner.
Miejscami było bardzo płytko
Kajakarz przyznał, że nie potrafi policzyć godzin, które spędził na wodzie.
- Nie miałem głowy do liczenia czasu - mówił. - Musiałem zwracać uwagę na warunki pogodowe i poziom wody, który miejscami był bardzo niski. Na przykład na Starej Odrze w pobliżu Widuchowej był 200-metrowy odcinek, na którym lustro wody nie sięgało mi wyżej łydki.
Towarzystwo żony i "rybie" pobudki
Pan Rafał przyznaje, że największą przygodą podczas jego wyprawy było... płynięcie z żoną.
- Miała mi towarzyszyć tylko przez dwa pierwsze dni, ale podejrzewam, że gdy zobaczyła, jak jest fantastycznie, uznała, że zostaje - opowiadał podróżnik ze śmiechem.
Ciekawym przeżyciem było też spanie pod namiotem i pobudki w wykonaniu... ryb, które tak głośno pluskały w rzece, że nie dały kajakarzowi spać.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.