- To były akurat ostatnie ćwiczenia z całego cyklu - opowiada pani Łucja. - Przyszłyśmy z wnuczką 10 minut wcześniej, żeby się nie spóźnić. Pogoda była paskudna, padał mocny deszcz, a przychodnia była jeszcze zamknięta.
Pracownica nie wpuściła babci i wnuczki do środka
Pani Łucja zadzwoniła do drzwi i poprosiła pracownicę o wpuszczenie do środka. Ta jednak stanowczo odmówiła i odesłała ją do dyrekcji placówki.
- Nie mając innego wyjścia, stałyśmy z wnuczką w deszczu i czekałyśmy - relacjonuje kobieta. - Gdy wybiła godz. 8, dowiedziałyśmy się, że na marne, bo z powodu braku prądu zajęcia i tak się odbędą.
Gdzie troska o zdrowie dziecka, gdzie kultura?
Łodzianka zastanawia się, dlaczego została tak grubiańsko potraktowana przez obsługę przychodni.
- Co za brak empatii! - uważa. - Na pracownicy to, że mocno pada, a ja i małe dziecko nie mamy gdzie się schronić, nie zrobiło najmniejszego wrażenia. Od pierwszej chwili zostałyśmy potraktowane jak nachalne petentki, które chcą nie wiadomo czego. Gdzie troska o zdrowie dziecka, kultura? Poza tym nie można było od razu poinformować nas, że nie mamy na co czekać, skoro w budynku była awaria zasilania?
Dyrekcja przeprasza i tłumaczy się bezpieczeństwem pacjentów
O odniesienie się do sprawy poprosiliśmy Konrada Łukaszewskiego, dyrektora Miejskiego Centrum Medycznego im. K. Jonshera, w skład którego wchodzi przychodnia przy Leczniczej.
- Pozostaje mi przeprosić pacjentki - mówi dyrektor. - Po burzy z 18 sierpnia mieliśmy w tym budynku poważną awarię zasilania. Zalana została rozdzielnia prądu. Do poniedziałku (21 sierpnia) udało się uporać z uszkodzeniem, ale zasilania nadal nie było. Ze względu na bezpieczeństwo pacjentów nie można było nikogo wpuścić do środka.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.